Saglor czekał zniecierpliwiony i wściekły na chłopaka który jako jedyny mial z nim lecieć na wyprawę w poszukiwaniu magii która sprawiła że zwiadowca zniknął.
Chłopak nie przychodził
więc Saglor zmuszony był udać się po niego.
Gdy wszedł do jego
skromnej chatki stojącej przed zamkiem ujrzał że chłopak jest
bity przez kolegów z pokoju i że rozrzucają mu wszystkie ubrania
jakie miał w tobołku uszykowane na wyprawę. Oczywiście nie było
ich wiele gdyż chłopak był nie tylko sługą ale też sierotą.
Saglor oburzony faktem,że
chłopacy opuźniają jego odpływ stanął niezauważenie w kącie
pokoju w cieniu i powiedział cichym ale stanowczym i wściekłym
głosem-Zostawcie go.
Chłopacy szybko
pozbierali rzeczy chłopaka do walizki i pytająco popatrzyli na
Saglora.
Będę was
obserwował-powiedział gniewnie,ale nadal spokojnie Saglor.
Chłopacy lekko przerażeni
popatrzyli na rosłego męszczyznę.
Saglor nie był wcale
słaby. Gdyby trzeba był jednym ciosem ręki powalił by tych
wszystkich młodych chłopaków.
Był on wysoki,miał
długie włosy oraz lekki zarost a z jego oczu aż iskżało gniewem.
Chłopcze-powiedział
Saglor do tego,który miał z nim ruszyć-już czes abyśmy
jechali-powiedział i udał się w stronę drzwi.
Gdy Saglor i chłopak
stali już przy drzwiach,jeden z chłopak z domku powiedział-Stawiam
mój cały dobytek na to,że żywi nie wrócą.
Saglor wsiadając na swego
rumaka popatrzył z irytacją na chłopaka. Przecież musieli już
wyruszać a chłopak nie miał konia. W innej okoliczności kazał by
mu biec za sobą,ale patrząć na zasób sił jakimi dysponował
chłopak wiedział,że gdy tylko pospieszy konia do galopu,chłopak
nie da rady go dogonić.
Wściekły Saglor
popatrzył na chłopaka i z wielką irytacją w głosi
powiedział-Wsiadasz czy może mam cię jeszcze wsadzić?
Chłopak lekko zażenowany
zaistniałą sytłacją niezdarnie wsiadł na konia i ruszyli w
drogę.
Jechali w ciszy. Saglor
czuł się dość dziwnie i zapytał chłopaka spokojnie-Jak się
nazywasz?
Chłopak odpowiedział-
Csander.
No i?-Spytał Saglor
czekając aż chłopak powie mu jak ma na nazwisko.
Chłopak popatrzył na
niego niezręcznie i powtórzył- Csander.
Pytam o
nazwisko!-Powiedział już głośniej Saglor.
Ja...nie mam.-Odpowiedział
chłopak.
Saglor już chciał
krzyknąć pogardliwie na chłopaka,ale przypomniał sobie że
Csander jest sierotą a jego rodzice zdążyli dać mu tylko imię.
To dziwne ale ojciec zginął na statku a jego matka umarła przy
porodzie. Ostatnie słowo jakie udało jej się przekazać Aroldowi
który był przy narodzinach było takie-To Csander. Ma na imię
Csander...
Saglor poczuł w sobie
lekkie współczucie ale szybko chciał się go pozbyć zmieniając
temat na inny.
No dobrze- powiedział
Saglor- a więc może wiesz chociaż jak przetrwać na statku?
Chłopak zastanowił się
przez chwilę i z lekką nieśmiałością w głosie odpowiedział-Ja
tak włąściwie jeszcze nigdy nie byłem na statku.
Saglor był coraz bardziej
rozgniewany i nie miał bladego pojęcia dlaczego postanowił zabrać
ze sobą akurat Csandra.
No cóż-powiedział
znużonym od rozmowy głosem Saglor- miejmy nadzieję że moje
umiejętności doprowadzą nas spokojnie do brzegu.
Następnego ranka gdy
odpłynęli już daleko od zatoki Tumudżin,Saglor popatrzyła na
chłopaka by sprawdzić co robi. Oczywiście nie mógł sobie
pozwolić na lenistwo na statku gdyż przez to poddani uznali by go
za bezradnego i przestali się go bać.
W gruncie żeczy,gdzieś
tam głęboko w środku Saglor był dobrym człowiekiem.
Kocham Zwiadowców całym moim sercem i gdy zobaczyłam obrazek... yay c:
OdpowiedzUsuń