czwartek, 13 grudnia 2012

Z mojej powieści.

                                 Rozdział 1
Saglor czekał zniecierpliwiony i wściekły na chłopaka który jako jedyny mial z nim lecieć na wyprawę w poszukiwaniu magii która sprawiła że zwiadowca zniknął.
Chłopak nie przychodził więc Saglor zmuszony był udać się po niego.
Gdy wszedł do jego skromnej chatki stojącej przed zamkiem ujrzał że chłopak jest bity przez kolegów z pokoju i że rozrzucają mu wszystkie ubrania jakie miał w tobołku uszykowane na wyprawę. Oczywiście nie było ich wiele gdyż chłopak był nie tylko sługą ale też sierotą.
Saglor oburzony faktem,że chłopacy opuźniają jego odpływ stanął niezauważenie w kącie pokoju w cieniu i powiedział cichym ale stanowczym i wściekłym głosem-Zostawcie go.
Chłopacy szybko pozbierali rzeczy chłopaka do walizki i pytająco popatrzyli na Saglora.
Będę was obserwował-powiedział gniewnie,ale nadal spokojnie Saglor.
Chłopacy lekko przerażeni popatrzyli na rosłego męszczyznę.
Saglor nie był wcale słaby. Gdyby trzeba był jednym ciosem ręki powalił by tych wszystkich młodych chłopaków.
Był on wysoki,miał długie włosy oraz lekki zarost a z jego oczu aż iskżało gniewem.
Chłopcze-powiedział Saglor do tego,który miał z nim ruszyć-już czes abyśmy jechali-powiedział i udał się w stronę drzwi.
Gdy Saglor i chłopak stali już przy drzwiach,jeden z chłopak z domku powiedział-Stawiam mój cały dobytek na to,że żywi nie wrócą.
Saglor wsiadając na swego rumaka popatrzył z irytacją na chłopaka. Przecież musieli już wyruszać a chłopak nie miał konia. W innej okoliczności kazał by mu biec za sobą,ale patrząć na zasób sił jakimi dysponował chłopak wiedział,że gdy tylko pospieszy konia do galopu,chłopak nie da rady go dogonić.
Wściekły Saglor popatrzył na chłopaka i z wielką irytacją w głosi powiedział-Wsiadasz czy może mam cię jeszcze wsadzić?
Chłopak lekko zażenowany zaistniałą sytłacją niezdarnie wsiadł na konia i ruszyli w drogę.
Jechali w ciszy. Saglor czuł się dość dziwnie i zapytał chłopaka spokojnie-Jak się nazywasz?
Chłopak odpowiedział- Csander.
No i?-Spytał Saglor czekając aż chłopak powie mu jak ma na nazwisko.
Chłopak popatrzył na niego niezręcznie i powtórzył- Csander.
Pytam o nazwisko!-Powiedział już głośniej Saglor.
Ja...nie mam.-Odpowiedział chłopak.
Saglor już chciał krzyknąć pogardliwie na chłopaka,ale przypomniał sobie że Csander jest sierotą a jego rodzice zdążyli dać mu tylko imię. To dziwne ale ojciec zginął na statku a jego matka umarła przy porodzie. Ostatnie słowo jakie udało jej się przekazać Aroldowi który był przy narodzinach było takie-To Csander. Ma na imię Csander...
Saglor poczuł w sobie lekkie współczucie ale szybko chciał się go pozbyć zmieniając temat na inny.
No dobrze- powiedział Saglor- a więc może wiesz chociaż jak przetrwać na statku?
Chłopak zastanowił się przez chwilę i z lekką nieśmiałością w głosie odpowiedział-Ja tak włąściwie jeszcze nigdy nie byłem na statku.
Saglor był coraz bardziej rozgniewany i nie miał bladego pojęcia dlaczego postanowił zabrać ze sobą akurat Csandra.
No cóż-powiedział znużonym od rozmowy głosem Saglor- miejmy nadzieję że moje umiejętności doprowadzą nas spokojnie do brzegu.
Następnego ranka gdy odpłynęli już daleko od zatoki Tumudżin,Saglor popatrzyła na chłopaka by sprawdzić co robi. Oczywiście nie mógł sobie pozwolić na lenistwo na statku gdyż przez to poddani uznali by go za bezradnego i przestali się go bać.
W gruncie żeczy,gdzieś tam głęboko w środku Saglor był dobrym człowiekiem.

1 komentarz:

  1. Kocham Zwiadowców całym moim sercem i gdy zobaczyłam obrazek... yay c:

    OdpowiedzUsuń